Zsyłka zazwyczaj kojarzy się z zimnymi obszarami Syberii i Kazachstanu. Tam też trafili deportowani przez władze sowieckie Polacy z ziem wschodnich II Rzeczypospolitej w latach 1940–1941. W jaki sposób w latach II wojny światowej polscy obywatele tak licznie pojawili się na obszarze dzisiejszego Uzbekistanu? Skąd aż tak duża liczba polskich cmentarzy rozsianych na terytorium tej byłej sowieckiej republiki? Zachęcamy do zapoznania się z projektem Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Ambasady RP w Taszkencie „Polskie cmentarze w Uzbekistanie”.
Cztery kilometry na północ od Szachrisabs przy stacji kolejowej Kitab zakwaterowany był jeden z pułków piechoty. Rejon zakwaterowania tego pułku stanowił garnizon Kitab. Do właściwego miasteczka uzbeckiego Kitab odległość wynosiła 10 km. Obok stacji kolejowej Kitab wzdłuż szosy Szachrisabs–Samarkanda rozrzuconych jest niesymetrycznie kilkadziesiąt chat i zabudowania «winzawodu». Wszystkie oddziały pułku kwaterowały pod namiotami za wyjątkiem dowództwa pułku i izby chorych, które umieszczono w budynkach. Zupełny brak cienia dawał się dotkliwie we znaki. Względnie liczne ariki umożliwiały jednak kąpiel, niosąc ulgę w upalne dni. W rosyjskim szpitalu polowym, znajdującym się w pobliżu rzeki Kaszka-daria, przepływającej pod miasteczkiem Kitab, mieliśmy do dyspozycji pewną liczbę lóżek tak dla żołnierzy naszej dywizji, jak i dla Ośrodka Zapasowego Armii Guzar. Obsługa była tu całkowicie rosyjska. Garnizon Kitab był najbliżej położonym garnizonem dywizji. Miejscowości Szachrisabs i Kitab łączy szosa i linia telefoniczna. Stacją kolejowa Kitab była ostatnią (końcową) stacją odgałęzienia kolejowego od magistrali Taszkent–Aszchabad–Krasnowodzk. Do stacji należało zaopatrywanie garnizonów Szachrisabs i Kitab. Kilka kilometrów na północny - zachód znajdowała się szkoła junaków. Dywizja Lwow. Wspomnienia żołnierskie z ZSRR i z Iraku, Warszawa 1991, s.134–135
Kitab – była to końcowa stacja kolejowa lokalnego odgałęzienia od głównej magistrali Taszkent–Aszchabad–Krasnowodzk, najbliższy garnizon Szachrisabsu, oddalony odeń zaledwie o parę kilometrów. 16 p.p. rozsiadł się tam w namiotach w pobliżu rzeki Kaszka-darii, mając do samego miasteczka Kitab około 10 km. Jedynie dowództwo pułku i izby chorych mieściły się w drewnianych budynkach «winzawodu», tj. wytwórni wina. Poza tym cienia i drzew mało, spiekota oblewała namioty, a bliskość rzeki i wiodące z niej liczne «aryki», czyli rowy nawadniające, okazały się już wkrótce plagą garnizonu i wylęgarnią «anofelesów» malarycznych. K. Rudnicki, Na polskich szlaku. Wspomnienia z lat 1939–1947, Londyn 1983, s. 188–189
Jakobak – była to znowu stacja kolejowa, na tej samej co poprzednia linia kolejowa [Taszkent–Aszchabad–Krasnowodzk – D.P.], odległa od Szachrisabsu o 20 km. Tym razem jednak na gołym stepie, bez jednego nawet drzewka czy zielonego krzaka i zupełnie pozbawiona wody – pustynia. Wodę do picia, gotowania i mycia się trzeba było dowozić beczkowozami, ciągnionymi przez muły z odleglej o kilka kilometrów oazy. Tam więc rozsiadły się namioty 17 p.p. i 6 p.a.l., brudne, stare sowieckie namioty. Dla uzyskania choć trochę chłodu ludzie wkopywali się w spieczoną ziemię. K. Rudnicki, Na polskich szlaku. Wspomnienia z lat 1939–1947, Londyn 1983, s. 189.
Czirakczi – o 15 km dalej za Jakobakiem – tak się nazywało małe uzbeckie miasteczko, wokoło którego rozłożył się w namiotach 18 p.p. Ta sama co pod Kitabem Kaszka-daria przepływała pod namiotami, znowu liczne aryki i sporo cienia oraz zieloności. Czirakczi, pełne folkloru, dawało żołnierzowi choć trochę rozrywki, czego nie miał zupełnie Jakobak. Można było przynajmniej napatrzeć się ruchowi na miejskim bazarze w targowy dzień, gdy to, gdzieś ze stepów, ściągała azjatycka biedota na «iszakach», obładowanych pękami melonów, kawonów, czasem orzechów lub winogron. Zdarzało się, iż zwozili jakieś tkaniny jedwabne, po aułach tkane, o przecudnych pastelowych kolorach lub czarczafy, bransolety, kolczyki cudaczne i inne różności. Wieczorami zaś nasłuchać się można było uzbeckiej muzyki, wygrywanej na piszczałkach, podobno pełnej różnych melodii, które jednak dla europejskiego ucha zdawały się zawsze jednakowe, ni to zawodne, ni to modlitwy. K. Rudnicki, Na polskich szlaku. Wspomnienia z lat 1939–1947, Londyn 1983, s. 189.
tel.: +48 58 323 75 20
e-mail: sekretariat@muzeum1939.pl
tel.: + 48 85 672 36 01
e-mail: sekretariat@sybir.bialystok.pl